Kapitana Naszej Dyskobolii i Opoka grodziskiej defensywy. Gdyby nie grał w Naszej Dyskobolii zapewne zostałby lekkoatletą i rzucał… dyskiem. Na szczęście zdecydował się wybrać piłkę nożną i zamiast dysku dorzuca piłkę z autów w pole karne rywala, stając się w ten sposób często asystentem przy zdobytych przez biało – zielonych bramkach. Nie inaczej było w sobotnim meczu, kiedy to właśnie taki wrzut z autu na bramkę zamienił Rafał Szaj. Krótko po sobotnim spotkaniu rozmawiałem z Mateuszem Kaczmarkiem.
W dzisiejszym meczu widoczna była niesamowita mobilizacja zespołu. Co sobie powiedzieliście w szatni, przed wyjściem na boisko, bo od pierwszej minuty wyglądaliście na bardzo zmotywowanych, wręcz zaprogramowanych na zwycięstwo?
Jak co mecz, wychodząc na boisko naszym założeniem było zdobycie 3 punktów. Ostatnie mecze nie kończyły się dla nas korzystnym wynikiem. Powiedzieliśmy sobie, że dzisiaj jest idealna okazja, żeby się przełamać i wrócić na właściwe tory. Setna rocznica powstania Dyskoboli nie mogła zakończyć się inaczej, jak tylko zwycięstwem. Najbardziej motywująca była dla nas świadomość, że na meczu pojawi się wielu kibiców – Nasze rodziny, przyjaciele, a przede wszystkim ludzie, którzy Dyskobolię mają w sercu już od wielu lat.
Szybko jednak straciliście bramkę na 0:1. Czy nie miałeś momentu zwątpienia, że może być znowu jak w poprzednich spotkaniach gdy teoretycznie słabsi rywale wyprowadzają dwa / trzy skuteczne ataki a potem mądrze się bronią i wywożą trzy punkty z Grodziska?
Po straconej bramce byłem spokojny o dalsze losy meczu. Czułem, że mimo złego początku uda nam się odwrócić losy spotkania. Po każdym meczu analizowaliśmy nasze błędy, wiedzieliśmy jak mamy reagować i zachowywać się w określonych sytuacjach. Mieliśmy określoną taktykę na ten mecz i wiedziałem, że konsekwentne jej realizowanie pozwoli nam na zdobycie 3 punktów. Dodatkowo doping, który tego dnia był na najwyższym poziomie, tylko dodawał nam sił by zdobywać kolejne bramki.
Nawet jeśli u kogoś pojawiło się zwątpienie to był w sobotę na boisku facet, który wziął sprawy w swoje ręce a właściwie na swoją głowę i szybko rozwiał wszelkie wątpliwości. One Man Show Rafała Szaja i z 0:1 zrobiło się 3:1. Czy to był ten moment, w którym uwierzyliście, że w tym meczu nie dacie już sobie odebrać zwycięstwa?
Szybko zdobyte 3 bramki zawsze budują. Tym bardziej zdobyte w tak krótkim odstępie czasu. Tak jak wspominałem, nawet po straconej bramce byłem spokojny o końcowy wynik, a po hattricku Rafała byłem już pewny, że po meczu będziemy cieszyli się z wygranej. Rafał jest jednym z bardziej doświadczonych zawodników naszego zespołu. Mimo, że gra w obronie pokazał niejednokrotnie, że pod bramką przeciwnika potrafi zachować się jak rasowy napastnik – co mogliśmy zaobserwować w sobotę.
Miło było patrzeć, jak wraz z upływem czasu napieraliście pewności w grze. Osobiście mam wrażenie jakby z niektórych zawodników zeszła jakaś niewidoczna presja, zaczęli się cieszyć grą i to sprawiło, że zagrali na 110% swoich możliwości. Chyba potrzebny był Wam taki mecz „na przełamanie”?
Setne urodziny naszego zespołu nie mogły zakończyć się inaczej, jak tylko zwycięstwem. Z każdą kolejną zdobytą bramką było widać większą swobodę w naszych poczynaniach. Wpływ na to miało na pewno również wsparcie od sztabu i całego zespołu. Nawet zawodnicy, którzy nie weszli w tym meczu na boisko podpowiedziami z boku pomagali kolegom na murawie.
Dziękuje za rozmowę i życzę równie udanego występu już za tydzień w Niechanowie!
Dziękuje i zapraszam wszystkich kibiców na stadion przy okazji kolejnych spotkań ligowych.